Hermeneutyka biblijna papieża Franciszka.
Wybór tekstów I.
Komentarze do Ewangelii w ramach modlitwy Angelus, w których papież Franciszek aktualizuje tekst biblijny, odwołując się do symboliki.
Angelus 2014-08-10
Drodzy bracia i siostry! Dzień dobry!
Dzisiejsza Ewangelia opowiada nam o Jezusie, który chodzi po wodach jeziora (zob. Mt 14,22-33). Po rozmnożeniu chleba i ryb zachęcił On uczniów, by wsiedli do łodzi i przeprawili się na drugi brzeg, a sam pożegnał tłumy, po czym oddalił się na górę, aby modlić się do późnej nocy. Tymczasem na jeziorze nastała silna burza. W samym jej środku Jezus zbliża się do łodzi uczniów, idąc po wodach jeziora. Widząc Go, uczniowie się przestraszyli, myśląc, że to zjawa, ale On ich uspokoił: „Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!”.
Piotr z typowym dla niego zapałem, jak gdyby wystawia Go na próbę: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. A Jezus mówi mu: „Przyjdź!” (w. 28-29). Piotr wychodzi z łodzi i zaczyna iść po wodzie; ale uderza go silny wiatr go i zaczyna tonąć. Woła więc: „Panie, ratuj mnie!” (w. 30). Jezus wyciąga rękę i go podnosi.
Opowieść ta jest piękną ikoną wiary Piotra Apostoła. W głosie Jezusa, który mówi do niego: „Przyjdź!”, rozpoznaje on echo pierwszego spotkania nad brzegiem tego samego jeziora, i natychmiast kolejny raz zostawia łódź i podąża w kierunku Mistrza. I idzie po jeziorze! Ufna i szybka odpowiedź na wezwanie Pana pozwala dokonywać rzeczy nadzwyczajnych. Sam Jezus nam powiedział, że wierząc w Niego, wierząc Jego słowu, wierząc Jego głosowi, jesteśmy w stanie czynić cuda.
Jednak Piotr zaczyna tonąć w chwili, gdy odrywa wzrok od Jezusa i daje się ponieść otaczającym go przeciwnościom. Ale Pan wciąż jest tutaj i kiedy Piotr Go wzywa, Jezus go ocala od niebezpieczeństwa. W osobie Piotra, z jego zapałem i słabościami, opisana jest nasza wiara; zawsze krucha i słaba, niespokojna, a jednak zwycięska wiara chrześcijanina idzie na spotkanie ze zmartwychwstałym Panem pośród burz i niebezpieczeństw świata.
Bardzo ważna jest również scena końcowa. „Gdy [Jezus z Piotrem] wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym»” (w. 32-33). W łodzi znajdowali się wszyscy uczniowie, połączeni doświadczeniem słabości, zwątpienia, strachu, „małej wiary”. Ale kiedy do łodzi wsiada Jezus, atmosfera się zmienia: wszyscy czują się zjednoczeni w wierze w Niego. Wszyscy, mali i zalęknieni, stają się wielcy w chwili, gdy padają na kolana i uznają w swoim mistrzu Syna Bożego. Ile razy zdarza się to również nam! Bez Jezusa, z dala od Niego czujemy się zalęknieni i przeciętni do tego stopnia, że myślimy, iż nie damy sobie rady. Brakuje wiary! Ale Jezus jest zawsze z nami, być może ukryty, ale obecny i gotów nas wspierać.
Oto prawdziwy obraz Kościoła: łódź, która musi stawiać czoło burzom i niekiedy wydaje się, że za chwilę zatonie. Ocalają ją nie umiejętności i odwaga ludzi, ale wiara, która pozwala iść także w ciemności, pośród trudności. Wiara daje nam pewność, że Jezus jest przy nas obecny, że Jego dłoń nas chwyta, aby wybawić od niebezpieczeństw. Wszyscy jesteśmy w tej łodzi i czujemy się tam bezpieczni pomimo swoich ograniczeń i słabości. Jesteśmy bezpieczni przede wszystkim wtedy, gdy umiemy paść na kolana i adorować Jezusa, jedynego pana naszego życia. Zawsze o tym przypomina nasza Matka, Madonna. Zwróćmy się do niej z ufnością: Anioł Pański…
Angelus 2014-07-06
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry,
W Ewangelii dzisiejszej niedzieli znajdujemy zaproszenie Jezusa: “Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28). Kiedy Jezus to mówi, ma przed oczyma ludzi, których spotyka każdego dnia na drogach Galilei: wielu ludzi prostych, ubogich, chorych, grzeszników, znajdujących się na marginesie społeczeństwa… Ludzie ci zawsze uganiali się za Nim, aby słuchać Jego słowa. Słowa, które dawało nadzieję! Słowa Jezusa zawsze dają nadzieję! A także aby chociaż dotknąć się rąbka Jego szaty. Sam Jezus poszukiwał tych tłumów znękanych i porzuconych, jak owce nie mające pasterza (por. Mt 9,35-36), aby głosić im Królestwo Boże i wielu leczyć na ciele i na duszy. Teraz wzywa ich wszystkich do siebie: “Przyjdźcie do Mnie” i obiecuje im ulgę i ukojenie.
To zaproszenie Jezusa rozciąga się aż do naszych dni, by dotrzeć do wielu braci i sióstr przygniecionych niepewnymi warunkami życia, trudnymi sytuacjami życiowymi, a czasem pozbawionych mocnych punktów odniesienia. W krajach najbiedniejszych, ale także na peryferiach krajów najbogatszych, jest wielu ludzi znękanych i wyczerpanych pod nieznośnym jarzmem opuszczenia i obojętności. Obojętność: jakże wiele zła wyrządza potrzebującym ludzka obojętność. A gorzej jeszcze – obojętność chrześcijan! Na marginesie społeczeństwa znajduje się wiele kobiet i mężczyzn doświadczanych ubóstwem, ale także niezadowoleniem z życia i frustracją. Wielu jest zmuszonych do emigracji ze swej ojczyzny, narażając swe życie. Znacznie więcej dźwiga codziennie ciężar systemu ekonomicznego, który wykorzystuje człowieka, narzuca mu “jarzmo” nie do uniesienia, którego wielu uprzywilejowanych nie chce znosić. Każdemu z tych synów Ojca, który jest w niebie, Jezus mówi: “Przyjdźcie do Mnie wszyscy”. Mówi to jednak także, do tych, którzy posiadają wszystko, ale których serce jest puste, bez Boga. Także do ich Jezus kieruje to zaproszenie: “Przyjdźcie do Mnie wszyscy”. Zaproszenie Jezusa skierowane jest do wszystkich, ale szczególnie do najbardziej cierpiących.
Jezus obiecuje, że da pokrzepienie wszystkim, ale kieruje też do nas zachętę, która jest jakby przykazaniem: “Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem” (Mt 11,29). “Jarzmo” Pana polega na braniu na siebie z braterską miłością ciężarów bliźnich. Otrzymawszy pokrzepienie i pociechę Chrystusa, jesteśmy ze swej strony wezwani, aby stać się pokrzepieniem i pociechą dla braci, przez postawę łagodną i pokorną, naśladując Mistrza. Łagodność i pokora serca pomagają nam nie tylko brać na siebie ciężary innych ludzi, ale również nie obciążać ich naszymi osobistymi poglądami, naszymi ocenami i naszymi krytykami, czy obojętnością.
Przyzywajmy Najświętszą Maryję Pannę, aby przyjęła pod swój płaszcz wszystkie osoby utrudzone i wyczerpane, abyśmy przez wiarę oświeconą, zaświadczoną w życiu, mogli stać się ulgą dla wszystkich, którzy potrzebują pomocy, czułości i nadziei.
Angelus 2014-08-03
“Drodzy bracia i siostry, dzień dobry,
W dzisiejszą niedzielę Ewangelia ukazuje nam cud rozmnożenia chleba i ryb (Mt 14, 13-21). Jezus dokonał go nad Jeziorem Galilejskim, w miejscu odizolowanym, w którym odpoczywał ze swymi uczniami po otrzymaniu wiadomości o śmierci Jana Chrzciciela. Ale tak wiele osób szło za Nim i przybyło tam, że Jezus, widząc to, poczuł współczucie i aż do wieczora uzdrawiał chorych. Wówczas uczniowie, zatroskani z powodu późnej pory, zaproponowali Mu, aby odesłał tłumy, aby mogli udać się do wiosek i kupić coś do jedzenia. Jezus jednak spokojnie odpowiedział: „Wy dajcie im jeść” (Mt 14, 16), a gdy przynieśli Mu pięć bochenków chleba i pięć ryb, pobłogosławił je, po czym zaczął je dzielić i dawać uczniom, ci zaś roznosili je ludziom. Wszyscy najedli się do syta a nawet został jeszcze nadmiar jedzenia.
W wydarzeniu tym możemy wychwycić trzy przesłania. Pierwszym jest współczucie. W obliczu tłumu, który szedł za Nim i, jeśli można tak powiedzieć, „nie dawał Mu spokoju”, Jezus nie reaguje gniewem, nie mówi: „Ludzie ci naprzykrzają mi się”. Nie, nie. Ale reaguje z uczuciem współczucia, wie bowiem, że szukają Go nie z ciekawości, ale z potrzeby. Zauważmy jednak, że współczucie, okazywane przez Jezusa, nie jest zwykłym odczuwaniem miłosierdzia, ale jest czymś więcej! Oznacza współ-cierpienie, to znaczy utożsamianie się z cierpieniem innych, aż do wzięcia go na samego siebie. Taki jest Jezus: cierpi razem z nami, cierpi dla nas. I znakiem tego współczucia są liczne uzdrowienia, których dokonał. Jezus uczy nas przedkładania potrzeb ludzi ubogich nad własne. Nasze wymagania, nawet uzasadnione, nie będą nigdy tak palące, jak te ludzi biednych, którzy nie mają środków niezbędnych do życia. Często mówimy o ubogich. Ale czy gdy mówimy o ubogich, czujemy, że ten mężczyzna, ta kobieta, te dzieci nie mają niezbędnych rzeczy do życia? Że nie mają co jeść, w co się ubrać, nie mogą zaopatrzyć się w lekarstwa… Także to, że dzieci nie mają możliwości pójścia do szkoły. I dlatego nasze potrzeby, nawet uzasadnione, nie będą nigdy tak pilne jak te ludzi ubogich, którzy nie mają środków niezbędnych do życia.
Drugim przesłaniem jest dzielenie się. Pierwsze jest współczucie, takie, jakie czuł Jezus, drugie – dzielenie się. Warto zestawić reakcję uczniów w obliczu ludzi zmęczonych i zgłodniałych z reakcją Jezusa – są różne. Uczniowie uważają, że będzie lepiej odprawić ich, aby mogliby iść i zaopatrzyć się w pokarm. Tymczasem Jezus mówi: sami dajcie im jeść. Oto dwie różne reakcje, które odzwierciedlają dwie przeciwstawne logiki: uczniowie rozumują według tego świata, że każdy winien myśleć sam o sobie, rozumują, jakby mówili „Radźcie sobie sami”. Jezus natomiast myśli zgodnie z logiką Bożą, czyli logiką dzielenia się. Ileż to razy odwracamy się w inną stronę, aby nie widzieć potrzebujących braci! A to spoglądanie w drugą stronę jest uprzejmym sposobem powiedzenia, w białych rękawiczkach: „radźcie sobie sami”. Ale nie jest to sposób działania Jezusa, jest to egoizm. Gdyby rozpuścił On tłumy, wiele osób zostałoby bez jedzenia. A tymczasem tych kilku chlebów i ryb, podzielonych i pobłogosławionych przez Boga, starczyło dla wszystkich. Ale uwaga: to nie jest magia, to jest „znak”! Znak, zapraszający do wiary w Boga, Ojca Opatrznościowego, który sprawia, że nie brakuje nam „naszego chleba powszedniego”, jeśli umiemy dzielić go jak bracia!
Współczucie, dzielenie się. I trzecie przesłanie: cud chlebów zapowiada Eucharystię. Widać to w geście Jezusa, który „odmówił błogosławieństwo” (w. 19), zanim podzielił chleby i rozdawał je tłumowi. Jest to ten sam gest, który Jezus uczyni w czasie Ostatniej Wieczerzy, gdy ustanowi wieczną pamiątkę swej Ofiary odkupicielskiej. W Eucharystii Jezus daje nie jakiś chleb, ale chleb życia wiecznego, daje samego siebie, ofiarowując się Ojcu dla naszej miłości. Ale my winniśmy podchodzić do Eucharystii z tymi samymi uczuciami Jezusa, to znaczy współczucia i woli dzielenia się. Ten, kto idzie do Eucharystii bez współczucia wobec potrzebujących i bez dzielenia się, nie odnajduje się w pełni z Jezusem.
Współczucie, dzielenie się, Eucharystia. Oto droga, którą Jezus wskazuje nam w tej Ewangelii. Droga, która prowadzi nas do podejmowania – w duchu braterstwa – potrzeb tego świata, ale która prowadzi nas poza ten świat, gdyż wychodzi od Boga Ojca i wraca do Niego. Niech Maryja Panna, Matka Opatrzności Bożej, towarzyszy nam na tej drodze”.
Angelus 2014-04-06
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry,
Ewangelia dzisiejszej Piątej Niedzieli Wielkiego Postu opowiada nam o wskrzeszeniu Łazarza. Jest to punkt kulminacyjny cudownych „znaków” dokonanych przez Jezusa: czyn zbyt wielki, w sposób zbyt widoczny boski, aby mógł być tolerowany przez arcykapłanów, którzy gdy dowiedzieli się o tym fakcie, powzięli decyzję o zabiciu Jezusa (por. J 11,53).
Łazarz był już od trzech dni martwy, kiedy przyszedł Jezus i do sióstr Marty i Marii powiedział słowa, które wryły się na zawsze w pamięć wspólnoty chrześcijańskiej. Jezus powiada: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25). Na słowo Pana wierzymy, że życie tego, kto wierzy w Jezusa i wypełnia jego przykazania, po śmierci zostanie przemienione w nowe życie, pełne i nieśmiertelne. Tak jak Jezus zmartwychwstał wraz ze swym ciałem, ale nie powrócił do życia ziemskiego, także my zmartwychwstaniemy z naszymi ciałami, które zostaną przemienione w ciała chwalebne. On czeka na nas u Ojca, a moc Ducha Świętego, która wskrzesiła Jego, wskrzesi także tych, którzy są z Nim zjednoczeni.
Przed zapieczętowanym grobem przyjaciela „zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź na zewnątrz! I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą” (w. 43-44). To stanowcze wołanie skierowane jest do każdego człowieka, ponieważ wszyscy jesteśmy naznaczeni śmiercią. Jest to głos Tego, który jest Panem życia i pragnie, aby wszyscy „mieli je w obfitości” (J 10,10). Chrystus nie godzi się z grobami, jakie sobie wybudowaliśmy poprzez nasze wybory zła i śmierci, błędami i grzechami. On się z tym nie godzi. Wzywa nas, niemal nam nakazuje, byśmy wyszli z grobu, do którego strąciły nas nasze grzechy. Nieustannie nas wzywa, byśmy wyszli z ciemności więzienia, w którym się zamknęliśmy, zadowalając się życiem fałszywym, egoistycznym, przeciętnym. Mówi nam: „Wyjdź na zewnątrz!”, „Wyjdź na zewnątrz!”. To piękne zaproszenie do autentycznej wolności, byśmy dali się porwać tymi słowami, które Jezus powtarza każdemu z nas. Jest to zachęta, byśmy dali się wyzwolić z więzów pychy, ponieważ pycha czyni nas niewolnikami nas samych, wielu bożków, tylu rzeczy. Tu zaczyna się nasze zmartwychwstanie: kiedy postanawiamy być posłusznymi temu przykazaniu Jezusa, wychodząc ku światłu, do życia; kiedy z naszych twarzy spadają maski. Tyle razy naszą maską staje się grzech. Maski muszą opaść a my musimy odnaleźć odwagę naszego pierwotnego oblicza, stworzonego na obraz i podobieństwo Boga.
Gest Jezusa wskrzeszającego Łazarza pokazuje, jak daleko może dojść moc Bożej łaski, i jak daleko może dojść nasze nawrócenie, nasza przemiana. Dobrze słuchajcie: dla miłosierdzia Bożego oferowanego wszystkim nie ma żadnych ograniczeń! Dobrze zapamiętajcie to zdanie i możemy je wypowiedzieć wszyscy razem: dla miłosierdzia Bożego oferowanego wszystkim nie ma żadnych ograniczeń! Pan jest zawsze gotów do podniesienia kamienia nagrobnego naszych grzechów, który nas oddziela od Niego, światła żyjących.
Angelus 2014-03-23
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry,
Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam spotkanie Jezusa z Samarytanką, które miało miejsce w Sychar, w pobliżu starej studni, gdzie codziennie chodziła, by zaczerpnąć wody. Tego dnia spotkała tam Jezusa siedzącego, „zmęczonego drogą” (J 4,6). Na początku powiedział do niej: “Daj mi pić” (w. 7). W ten sposób pokonał bariery wrogości, które istniały między Żydami a Samarytanami i przełamał schematy uprzedzeń wobec kobiet. Prosta prośba Jezusa jest początkiem szczerego dialogu, przez który z wielką delikatnością, wchodzi On w wewnętrzny świat osoby wobec której, według schematów społecznych, nie powinien nawet skierować jednego słowa. Ale Jezus kieruje je, nie ma w Nim lęku. Jezus stawia ją wobec jej sytuacji, nie osądzając jej, ale sprawiając, iż czuła się poważana, uznana, a tym samym wzbudzając w niej pragnienie wyjścia poza codzienną rutynę.
Pragnienie Jezusa było nie tyle pragnieniem wody, ile spotkaniem duszy obumarłej. Jezus chciał spotkać Samarytankę, aby otworzyć jej serce: prosi ją, by dała mu pić, aby ukazać pragnienie jakie było w niej samej. Kobieta jest poruszona tym spotkaniem: kieruje do Jezusa te głębokie pytania, które są we wnętrzu każdego z nas, ale które często ignorujemy. Także i my mamy wiele pytań, które chcielibyśmy postawić, ale nie mamy odwagi, by skierować je do Jezusa! Wielki Post, drodzy bracia i siostry, to okres stosowny, by zajrzeć do naszego wnętrza, pozwolić, by ujawniły się nasze najprawdziwsze potrzeby duchowe i w modlitwie prosić o Bożą pomoc. Przykład Samarytanki zachęca nas do wyrażania się w następujący sposób: “Jezu, daj mi tej wody, aby ugasić pragnienie na wieki”.
Ewangelia mówi, iż uczniowie byli zdziwieni, że ich Mistrz rozmawiał z tą kobietą. Ale Pan jest większy od uprzedzeń, dlatego nie bał się zatrzymać z Samarytanką: miłosierdzie jest większe od uprzedzeń. Musimy się tego dobrze nauczyć! Miłosierdzie jest większe od uprzedzeń, a Jezus jest tak bardzo miłosierny! Wynikiem tego spotkania przy studni była przemiana owej kobiety, “zostawiła swój dzban” (w. 28 ) i pobiegła do miasta, aby opowiedzieć swoje niezwykłe doświadczenie. Spotkałam człowieka, który powiedział mi wszystko, co uczyniłam. Czyżby On był Mesjaszem? Była rozentuzjazmowana. Poszła po wodę ze studni, a znalazła inną wodę, żywą wodę miłosierdzia wytryskującą ku życiu wiecznemu. Znalazła wodę, której od zawsze szukała! Pobiegła do wioski, do tej wioski, która ją osądzała i odrzucała, i ogłosiła, że spotkała Mesjasza, tego, który zmienił jej życie. Gdyż każde spotkanie z Jezusem zawsze zmienia nasze życie. Jest krokim naprzód, krokiem bliżej Boga. W ten sposób każde spotkanie z Jezusem zmienia nasze życie. Zawsze tak jest, zawsze.
W tej Ewangelii także i my znajdujemy bodziec aby „zostawić nasz dzban”, symbol tego wszystkiego, co z pozoru wydaje się ważne, ale co traci wartość wobec “miłości Boga”. Wszyscy mamy jakiś dzban, albo więcej niż jeden! Stawiam wam, a także i sobie pytanie: „Jaki jest twój wewnętrzny dzban, ten który tobie ciąży najbardziej, ten który oddala ciebie od Boga?”. Odłóżmy go trochę na bok i poczujmy sercem głos Jezusa, który daje nam inną wodę, która przybliża nas do Pana. Jesteśmy wezwani, aby na nowo odkryć wagę i sens naszego chrześcijańskiego życia, rozpoczętego Chrztem św. i jak Samarytanka świadczyć naszym braciom radość ze spotkania z Jezusem, ponieważ, jak powiedziałem każde spotkanie z Jezusem zmienia nasze życie a także każde spotkanie z Jezusem napełnia nas radością, tą radością, która płynie z naszego wnętrza. Taki jest Pan. Trzeba też opowiadać o tym, jak wiele cudów potrafi czynić Pan w naszym sercu, kiedy mamy odwagę odłożyć na bok nasz dzban.
Angelus 2013-11-03
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry,
Karta Ewangelii Łukasza dzisiejszej niedzieli ukazuje nam Jezusa, który zmierzając do Jerozolimy wszedł do miasta Jerycha. Jest to ostatni etap podróży, która podsumowuje w sobie sens całego życia Jezusa, poświęconego poszukiwaniu i zbawieniu owiec zagubionych z domu Izraela. Ale im bardziej droga zbliża się do celu, tym bardziej zacieśnia się wokół Jezusa krąg wrogości.
A jednak w Jerychu ma miejsce jedno z najbardziej radosnych wydarzeń opowiedzianych przez św. Łukasza: nawrócenie Zacheusza. Ten człowiek jest owcą zagubioną, jest pogardzany i “ekskomunikowany”, gdyż jest celnikiem, a wręcz zwierzchnikiem celników tego miasta, przyjacielem znienawidzonych okupantów rzymskich, złodziejem i wyzyskiwaczem – niezła postać, nieprawdaż?
Nie mogąc zbliżyć się Jezusa, prawdopodobnie z powodu swej złej reputacji i będąc niewielkiej postury, Zacheusz wspina się na drzewo, aby mógł zobaczyć przechodzącego Mistrza. Ten gest zewnętrzny jest trochę śmieszny, wyraża jednak wewnętrzny akt człowieka, który usiłuje wyjść ponad tłum, aby mieć kontakt z Jezusem. Sam Zacheusz nie zna głębokiego sensu swego gestu. Nie ma też odwagi, by ufać, że możliwe jest przezwyciężenie dystansu oddzielającego go od Pana. Godzi się, na to, że będzie Go widział tylko przelotnie. Ale Jezus, kiedy dochodzi w pobliże owego drzewa, wzywa go po imieniu: “Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu” (Łk 19,5). Ten człowiek niskiego wzrostu, odrzucony przez wszystkich i daleki od Jezusa jest jakby zagubiony w anonimowości. Ale Jezus go wzywa, a to imię ma w języku tamtych ludów znaczenie pełne aluzji: “Zacheusz” oznacza bowiem faktycznie “Bóg pamięta”.
I Jezus wszedł do domu Zacheusza, budząc krytykę wszystkich mieszkańców Jerycha. Bo w tamtych czasach sporo plotkowano. Pytali się jak to możliwe? Pomimo, że w tym mieście mieszka wielu wspaniałych ludzi, zatrzymuje się właśnie u tego celnika? Tak, dlatego, że on był zagubiony, a Jezus mówi: “Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama” (Łk 19,9). Do domu Zacheusza od tego dnia wstąpiła radość, wszedł Jezus. Nie ma takiego zawodu czy statusu społecznego, nie ma takiego grzechu czy wszelkiego rodzaju przestępstwa, które mogłoby wymazać z pamięci i z serca Boga jedne z jego dzieci. “Bóg pamięta”, nie zapomina o nikim, z tych, których stworzył. Jest On Ojcem, zawsze oczekującym czujnie i z miłością, by dostrzec zrodzenie w sercu syna pragnienia powrotu do domu. A kiedy rozpoznaje to pragnienie, zaznaczone choćby bardzo prosto, często nawet nie do końca uświadomione natychmiast jest u jego boku i swoim przebaczeniem czyni łatwiejszą drogę nawrócenia i powrotu.
Spójrzmy dziś na Zacheusza, który wszedł na drzewo. Jest śmieszny, ale dokonuje gestu zbawczego. Mówię do Ciebie, jeśli coś obciąża Twoje sumienie, jeśli wstydzisz się wielu popełnionych rzeczy, zatrzymaj się na chwilę, nie lękaj się, pomyśl, że Ktoś na Ciebie czeka, bo nigdy nie przestał o Tobie pamiętać, myśleć o Tobie. To Twój Ojciec, to Bóg, to Jezus czekający na Ciebie. Tak jak Zacheusz wespnij się, wejdź na drzewo woli uzyskania przebaczenia! Zapewniam Cię, że nie zostaniesz zawiedziony! Jezus jest miłosierny i niestrudzenie przebacza! Dobrze to zapamiętajcie! Taki jest Jezus!
Bracia i siostry, pozwólmy także i my Jezusowi, by wezwał nas po imieniu! W głębi serca, usłyszmy Jego głos, który nam mówi: “Dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”, to znaczy w twoim życiu. Przyjmijmy Go z radością: On może nas zmienić, może przemienić nasze serce z kamienia w serca z ciała, może nas uwolnić od egoizmu i uczynić z naszego życia dar miłości. Jezus może to uczynić, pozwól by On na Ciebie spoglądał!
Angelus 2013-10-20
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
W dzisiejszej Ewangelii Jezus opowiada przypowieść o tym, że trzeba się modlić zawsze, niestrudzenie. Główną jej bohaterką jest wdowa, której dzięki wybłaganiu u nieuczciwego sędziego, udaje się zyskać od niego zadośćuczynienie sprawiedliwości. I Jezus kończy: jeśli wdowie udało się przekonać tego sędziego, czy myślicie, że Bóg nie wysłucha nas, jeśli się do Niego modlimy uporczywie? Słowa Jezusa są bardzo mocne: „A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego” (Łk 18, 7).
“Wołać w dzień i w nocy” do Boga! Ten obraz modlitwy wywiera na nas wielkie wrażenie. Ale zapytajmy się: dlaczego Bóg tego chce? Czyż nie zna On już naszych potrzeb? Jaki sens ma „naleganie” na Boga?
To dobre pytanie skłania nas do pogłębienia bardzo ważnego aspektu wiary: Bóg wzywa nas do natarczywej modlitwy nie dlatego, że nie wie, czego potrzebujemy ani nie dlatego, że nas nie słucha. Wręcz przeciwnie, On słucha zawsze i wie o nas wszystko, z miłością. Na naszej codziennej drodze, a zwłaszcza w trudnościach, w walce ze złem na zewnątrz nas i w nas samych Pan nie jest daleko, jest po naszej stronie. Walczymy, mając Go u naszego boku, a naszą bronią jest właśnie modlitwa, która sprawia, że czujmy obok siebie Jego obecność, Jego miłosierdzie, a także Jego pomoc.
Ale walka ze złem jest długa i ciężka, wymaga cierpliwości i wytrwałości – jak Mojżesz, który musiał trzymać ręce w górze, aby sprawić, że jego lud zwyciężył (por. Wj 17, 8-13). Tak to jest: jest to walka, którą trzeba prowadzić każdego dnia. Ale Bóg jest naszym sprzymierzeńcem, wiara w Niego jest naszą mocą, a modlitwa jest wyrazem tej wiary. Dlatego Jezus zapewnia nam zwycięstwo, ale na końcu pyta: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18, 8). Jeśli zamiera wiara, jeśli zamiera modlitwa, to i my podążamy w ciemności, gubimy się na drodze życiowej.
Nauczmy się więc od wdowy z Ewangelii, by modlić się zawsze, niestrudzenie. Jaka dzielna była ta wdowa! Umiała walczyć o swoje dzieci! I myślę tu o tak wielu kobietach, które walczą o swoją rodzinę, które modlą się, które nigdy się nie męczą. Pamiętajmy dzisiaj – wszyscy – o tych kobietach, które swoją postawą dają nam prawdziwe świadectwo wiary, odwagi, wzoru modlitwy. Pamiętajmy o nich! Modlić się zawsze, ale nie po to, żeby przekonać Pana siłą słów! On wie lepiej od nas, czego potrzebujemy! Wytrwała modlitwa jest raczej wyrazem wiary w Boga, który wzywa nas do codziennej walki, w każdej chwili, wraz z Nim, aby zło dobrem zwyciężać.
Angelus 2013-10-06
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
Przede wszystkim chcę podziękować Bogu za dzień przeżyty przedwczoraj w Asyżu. Pomyślcie, że po raz pierwszy udałem się do Asyżu a wielkim darem był fakt, że mogłem odbyć tę pielgrzymkę w święto św. Franciszka. Bardzo dziękuję mieszkańcom Asyżu za serdeczne przyjęcie!
Dzisiejszy fragment Ewangelii zaczyna się następująco: „W owym czasie Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary” ( Łk 17,5-6 )!. Myślę, że wszyscy możemy powtórzyć te słowa błagania, szczególnie w obecnym Roku Wiary. Także i my, jak apostołowie powiedzmy do Pana Jezusa: „Przymnóż nam wiary”. Tak, Panie, nasza wiara jest mała, nasza wiara jest słaba, krucha, ale przekazujemy ją Tobie, taką jaka jest, abyś sprawił jej wzrost. Powtórzmy wszyscy razem: Panie, przymnóż nam wiary!
A co nam Pan odpowiada? Mówi nam: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna”(w. 6). Ziarno gorczycy jest bardzo małe, ale Jezus mówi, że wystarcza mieć taką wiarę, małą, lecz prawdziwą, szczerą, aby dokonywać rzeczy po ludzku niemożliwych, nie do pomyślenia. I to prawda! Wszyscy znamy ludzi prostych, pokornych, ale z bardzo mocną wiarą, którzy naprawdę przenoszą góry! Pomyślmy o niektórych matkach i ojcach, którzy stawiając czoła sytuacjom bardzo ciężkim, lub pewnych chorych, nawet bardzo poważnie, którzy przekazując pokój ducha, tym, którzy przychodzą ich odwiedzić. Osoby te, właśnie ze względu na swoją wiarę, nie chwalą się tym, co robią, a wręcz, zgodnie z tym o co prosi Jezus w Ewangelii, mówią: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”(Łk 17,10). Jak wiele osób pośród nas ma tę mocną, pokorną wiarę, która czyni tak wiele dobra!
W październiku, który jest w sposób szczególny, poświęcony misjom, myślimy o wielu misjonarzach, ludziach, którzy aby nieść Ewangelię przezwyciężyli przeszkody wszelkiego rodzaju, naprawdę oddali życie; jak mówi św. Paweł do Tymoteusza: „Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga” (2 Tm 1,8). Jednak to dotyczy nas wszystkich, każdy z nas w codziennym swoim życiu, może dać świadectwo Chrystusowi, z mocą Bożą, z mocą wiary. Chodzi o to byśmy byli chrześcijanami swym życiem, swoim świadectwem!
A w jaki sposób czerpiemy tą moc? Czerpiemy ją od Boga na modlitwie. Modlitwa jest oddechem wiary: w relacji zaufania, miłości, nie może brakować dialogu, a modlitwa jest dialogiem duszy z Bogiem. Październik jest także miesiącem Różańca Świętego, a w tą pierwszą niedzielę istnieje tradycja odmawiania supliki do Najświętszej Maryi Panny z Pompei, Matki Bożej Różańcowej. Jednoczymy się duchowo z tym aktem zawierzenia naszej Matce, a otrzymamy z jej dłoni koronę różańca: jest to szkoła modlitwy, szkoła wiary!
Angelus 2013-08-25
Drodzy bracia i siostry,
Dzisiejsza Ewangelia zachęca nas do rozważania tematu zbawienia. Jezus wychodzi z Galilei do Jerozolimy, a po drodze – jak mówi ewangelista Łukasz – ktoś podszedł i zapytał Go: “Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?” (13,23). Jezus nie odpowiada wprost na to pytanie: ważna jest wiedza nie o tym, jak wielu będzie zbawionych, ale raczej o tym, jaka jest droga zbawienia. Tak więc na pytanie to Jezus odpowiada słowami: “Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli” (w. 24). Co Jezus pragnie powiedzieć? Jakie to drzwi, przez które musimy wejść? I dlaczego Jezus mówi o ciasnych drzwiach?
Obraz drzwi wielokrotnie powraca w Ewangelii i przypomina o drzwiach domu, ogniska domowego, gdzie znajdujemy bezpieczeństwo, miłość i ciepło. Jezus mówi nam, że są drzwi, które pozwalają nam wejść do rodziny Bożej, do ciepła domu Bożego, do wspólnoty z Nim. Tymi drzwiami jest sam Jezus (por. J 10,9). On jest drzwiami, przejściem do zbawienia. On nas prowadzi do Ojca. A brama, którą jest Jezus, nigdy nie jest zamknięta, jest zawsze otwarta, te drzwi nigdy nie są zamknięte, i to dla wszystkich, bez różnicy, bez wyjątku, bez przywilejów. Ponieważ, jak wiecie, Jezus nikogo nie wyklucza. Ktoś z was być może mi powie: “Ale, ojcze, z pewnością ja zostałem wykluczony, gdyż jestem wielkim grzesznikiem: popełniłem złe uczynki, zrobiłem ich tak wiele w życiu…” Nie, nie jesteś wykluczony! Właśnie dlatego jesteś wybrany, gdyż Jezus wybiera grzesznika, zawsze. Aby mu wybaczyć, aby go kochać … Jezus czeka na ciebie, aby cię przygarnąć … Nie bój się: On na ciebie czeka. Odżyj, bądź odważny, aby wejść przez Jego drzwi. Wszyscy są zaproszeni do przekroczenia tej bramy, do przekroczenia wrót wiary, aby wejść w Jego życie, i pozwolić Jemu wejść w nasze życie, aby On je przemienił, odnowił, obdarzył je pełną i trwałą radością.
Dziś przechodzimy przed wieloma drzwiami, które zapraszają do wejścia, obiecując szczęście, które trwa tylko chwilę, będące celem samym w sobie i które nie ma przyszłości. Ale ja was pytam: a my przez jakie drzwi chcemy wejść? I kogo chcemy wpuścić przez drzwi naszego życia? Chciałbym powiedzieć dobitnie: nie lękajmy się przekroczyć bramy wiary w Jezusa, pozwolić, aby coraz bardziej wchodził On w nasze życie, abyśmy wychodzili ze swych egoizmów, ze swego zamknięcia, ze swej obojętności wobec innych. Jezus bowiem oświetla nasze życie światłem, które nigdy nie gaśnie. Nie jest to sztuczne światło ani błysk, nie. Jest to spokojne światło, która trwa zawsze i daje nam pokój. Jest to więc światło, które spotykamy wtedy, gdy wchodzimy przez drzwi Jezusa.
Oczywiście brama Jezusa jest wąska, nie dlatego, że jest to sala tortur – nie, w żadnym wypadku! – ale dlatego, że wymaga od nas otwarcia naszych serc na Niego, uznania siebie grzesznikami, potrzebującymi Jego zbawienia, Jego przebaczenia, Jego miłości, pokory w przyjmowaniu Jego miłosierdzie i sprawienia, aby On nas odnowił. Jezus w Ewangelii mówi nam, że bycie chrześcijanami nie oznacza posiadania “etykietki”. I ja was pytam: czy jesteście chrześcijanami z etykietki czy prawdziwymi? A każdy z was niech odpowie w głębi siebie, dobrze? … Chrześcijanie nigdy nie mogą być z etykietki, ale mają być chrześcijanami naprawdę, z serca. Bycie chrześcijanami oznacza życie i świadczenie o wierze w modlitwie, w dziełach miłosierdzia, w krzewieniu sprawiedliwości, w czynieniu dobra. Przez wąską bramę, którą jest Chrystus, musi przejść całe nasze życie.
Angelus 2013-07-21
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry.
Również tej niedzieli nadal czytamy dziesiąty rozdział Ewangelii według św. Łukasza. Dzisiejszy fragment mówi o Marcie i Marii. Kim są te dwie kobiety? Marta i Maria, siostry Łazarza, są krewnymi i wiernymi uczennicami Pana, które mieszkały w Betanii. Św. Łukasz opisuje je w następujący sposób: Maria u stóp Jezusa, „przysłuchiwała się Jego mowie”, natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług (por. Łk 10, 39-40). Obydwie ofiarowywały gościnę będącemu w drodze Panu, ale czyniły to w inny sposób. Maria siadła u nóg Pana, zasłuchana, natomiast Marta dała się pochłonąć rzeczom, które trzeba było przygotować, i była tak bardzo zajęta, że zwróciła się do Pana mówiąc: „Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła” (w. 40). A Jezus jej odpowiedział, łagodnie napominając: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego” (w. 41).
Co Jezus chce powiedzieć? Czym jest to jedno, czego potrzebujemy? Nade wszystko trzeba zrozumieć, że nie chodzi tutaj o przeciwstawienie dwóch postaw: słuchania Słowa Pana, kontemplacji, oraz konkretnej posługi bliźniemu. Nie są to dwie postawy względem siebie przeciwstawne, ale przeciwnie, są to dwa aspekty, obydwa istotne dla naszego życia chrześcijańskiego. Aspekty, których nigdy nie należy od siebie oddzielać, lecz przeżywać je w głębokiej jedności i harmonii. Dlaczego więc Marta otrzymuje napomnienie Jezusa, jakkolwiek łagodne? Ponieważ uważała za istotne jedynie to, co sama czyniła, to znaczy była zbyt pochłonięta i zatroskana sprawami, które trzeba było „zrobić”. W chrześcijaninie dzieła posługi i miłosierdzia nigdy nie są oderwane od zasadniczego źródła wszystkich naszych działań: to znaczy słuchania Słowa Pana, przebywania, tak jak Maria u stóp Jezusa, w postawie ucznia.
Dlatego Pan Jezus napomina Martę. Także w naszym życiu chrześcijańskim modlitwa i działanie niech będą zawsze głęboko zjednoczone. Modlitwa, która nie prowadzi do konkretnych działań wobec brata ubogiego, chorego, potrzebującego pomocy, przeżywającego trudności jest modlitwą jałową i niepełną. Ale jednocześnie, kiedy w posłudze kościelnej zwracamy uwagę jedynie na to, by „zrobić”, większą wagę przypisujemy do rzeczy, działań, struktur, a zapominamy o centralnym miejscu Chrystusa, nie zostawiamy czasu na dialog z Nim w modlitwie, to grozi nam służenie samym sobie, a nie Bogu obecnemu w potrzebującym bracie. Św. Benedykt streszczał styl życia, jaki wskazywał swoim mnichom w dwóch słowach: „ora et labora”, „módl się i pracuj”. To z kontemplacji, z relacji mocnej przyjaźni z Panem, rodzi się w nas zdolność do życia i niesienia miłości Boga, Jego miłosierdzia, Jego czułości wobec innych.
Także nasza praca z bliźnimi w potrzebie, nasza praca w miłości, w dziełach miłosierdzia doprowadza nas do Pana, ponieważ patrzymy na Chrystusa w tym bracie czy siostrze potrzebującym.
Prośmy Dziewicę Maryję, Matkę zasłuchania i posługi, aby nas nauczyła rozważania w naszym sercu Słowa Swego Syna, wiernej modlitwy, bycia bardziej wrażliwymi na konkretne potrzeby braci.
Angelus 2014-05-04
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry,
Ewangelia dzisiejszej, trzeciej niedzieli wielkanocnej mówi o uczniach zmierzających do Emaus (por. Łk 24, 13-35). Byli to dwaj uczniowie Jezusa, którzy po Jego śmierci i po szabacie opuszczają Jerozolimę, powracają smutni i przygnębieni do swego miasteczka, nazywającego się właśnie Emaus. Po drodze podszedł do nich zmartwychwstały Jezus, ale oni Go nie poznali. Widząc, że są tak smutni, najpierw pomógł im zrozumieć, że męka i śmierć Mesjasza zostały przewidziane w planie Bożym i zapowiedziane w Piśmie Świętym. W ten sposób rozbudził w ich sercach na nowo ogień nadziei.
W tym momencie obaj uczniowie odczuli niezwykły urok tajemniczego człowieka i zaprosili Go, aby został z nimi tego wieczoru. Jezus zgodził się i wszedł z nimi do domu. A kiedy stojąc przy stole, pobłogosławił chleb i połamał go, wówczas Go rozpoznali, lecz On zniknął im z oczu, pozostawiając ich w zachwycie. Gdy oświeciło ich Słowo, rozpoznali zmartwychwstałego Jezusa przy łamaniu chleba, które było nowym znakiem Jego obecności. I od razu odczuli potrzebę powrotu do Jerozolimy, aby przekazać innym uczniom swoje doświadczenie, że spotkali Jezusa żywego i rozpoznali Go w tym geście łamania chleba.
W ten sposób droga do Emaus staje się symbolem naszej drogi wiary: Pismo Święte i Eucharystia są niezbędnymi elementami spotkania z Panem. Również my przychodzimy często na niedzielną Mszę św. z naszymi troskami, trudnościami i rozczarowaniami… Czasami życie nas rani, a my wychodzimy z tego smutni do naszego “Emaus”, odwracając się plecami do planu Boga. Oddalamy się od Boga. Ale wita nas gościnnie Liturgia Słowa: Jezus wyjaśnia nam Pisma i rozpala na nowo w naszych sercach płomień wiary i nadziei, a w Komunii św. daje nam moc.
Słowo Boże i Eucharystia. Warto czytać codziennie fragment Ewangelii. Dobrze to zapamiętajcie: przeczytać każdego dnia fragment Ewangelii. A w niedzielę przyjmować Komunię św., przyjmować Jezusa. Tak się stało w przypadku uczniów z Emaus: przyjęli Słowo, dzielili się łamaniem Chleba i ze smutnych i przegranych, jakimi się czuli, stali się radośni. Zawsze, drodzy bracia i siostry, Słowo Boże i Eucharystia napełniają nas radością. Dobrze to zapamiętajcie: kiedy jesteś smutny, zaczerpnij ze Słowa Bożego, gdy jesteś przygnębiony, zaczerpnij ze Słowa Bożego i idź na niedzielną Mszę św., przyjmij Komunię św. by uczestniczyć w misterium Jezusa. Słowo Boże i Eucharystia napełniają nas radością.
Za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny módlmy się, aby każdy chrześcijanin, przeżywając na nowo doświadczenie uczniów z Emaus, szczególnie w niedzielnej Mszy Świętej, odkrył na nowo łaskę przemieniającego spotkania ze zmartwychwstałym Panem, który jest zawsze z nami. Zawsze jest pewne Słowo Boże, które daje nam wskazówki po naszym zagubieniu. Zawsze na drodze naszego utrudzenia i rozczarowania jest chleb łamany, pozwalający nam iść naprzód naszą drogą.
Angelus 2014-01-26
Drodzy Bracia i Siostry ,
Ewangelia dzisiejszej niedzieli mówi o początku życia publicznego Jezusa w miasteczkach i wioskach Galilei. Jego misja nie zaczyna się od Jerozolimy, to znaczy z centrum religijnego, społecznego i politycznego , ale z obszaru peryferyjnego, pogardzanego przez Żydów ściślej przestrzegających zasad religijnych ze względu na obecność w tym regionie różnych grup ludności. Dlatego prorok Izajasz określa go jako “Galileę pogan” ( Iz 8,23) .
Jest to ziemia graniczna, obszar tranzytowy, gdzie spotkali się ludzi różnych ras, kultur i religii. Galilea stała się w ten sposób miejscem symbolicznym dla otwarcia Ewangelii na wszystkie narody. Z tego punktu widzenia, Galilea przypomina dzisiejszy świat: współistnienie różnych kultur , konieczność konfrontacji i spotkania. Także i my jesteśmy codziennie zanurzeni w “Galilei pogan”, a tego rodzaju w kontekście możemy się przestraszyć i ulec pokusie budowania ogrodzeń, by być bezpieczniejszymi, lepiej chronionymi. Ale Jezus uczy nas, że Dobra Nowina nie jest ograniczona do jednej części rodzaju ludzkiego, należy ją przekazywać wszystkim. Jest to Radosna Nowina skierowana do wszystkich, którzy na nią czekają, ale także do tych, którzy być może niczego się nie spodziewają i nie mają nawet siły, by szukać i pytać.
Wyruszając z Galilei, Jezus uczy nas, że nikt nie jest wykluczony ze zbawienia Boga, a wręcz, że Bóg woli rozpocząć od peryferii, od ostatnich, aby dotrzeć do wszystkich. Uczy nas metody, Jego metody, która wyraża jednak treść, to znaczy miłosierdzie Ojca. “Każdy chrześcijanin i każda wspólnota winni rozeznać, jaką drogą powinni kroczyć zgodnie z wezwaniem Pana, jednak wszyscy jesteśmy zaproszeni do przyjęcia tego wezwania: wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferie potrzebujące światła Ewangelii” (Adhortacja apostolska. Evangelii gaudium, 20).
Jezus rozpoczyna swoją misję, nie tylko z miejsca poza centrum, ale także od ludzi, których można by nazwać “niskiej pozycji”. By wybrać swoich pierwszych uczniów i przyszłych apostołów nie kierował się do szkół uczonych w Piśmie i doktorów prawa , ale do ludzi skromnych i prostych, którzy całym sercem przygotowują się na przyjście Królestwa Bożego. Jezus poszedł ich powołać tam, gdzie pracowali, na brzegu jeziora: byli rybakami. Wezwał ich, a oni natychmiast za Nim poszli. Zostawili swoje sieci i poszli z Nim: ich życie stanie się niezwykłą i fascynującą przygodą.
Drodzy przyjaciele, Pan powołuje także dzisiaj! Przechodzi drogami naszego życia codziennego. Wzywa nas, byśmy szli z Nim, z Nim pracowali dla Królestwa Bożego, w ” Galileach” naszych czasów. Pozwólmy, aby dotarło do nas Jego spojrzenie, Jego głos i idźmy za Nim “aby radość Ewangelii dotarła aż po krańce ziemi, i żadne peryferie nie zostały pozbawione jej światła” (tamże, 288).